
Dekadę temu pękła bańka dotcomów, a inwestorzy wyrzucali sobie nieodpowiedzialne decyzje i „kupowanie powietrza”. Po tym, jak w 2001 roku rynek się załamał, a gracze giełdowi przejrzeli na oczy, wydawało się, że tę lekcję zapamiętają na zawsze. Euforia związana z biznesem internetowym prysnęła równie gwałtownie, jak podbiła serca przedsiębiorców.
Kilka tygodni po nieudanym giełdowym debiucie Facebooka inwestorzy znów zaczęli zadawać sobie pytania o realną wartość sieciowych biznesów. Portale społecznościowe i te oferujące zakupy grupowe powstawały w ostatnich latach jak grzyby po deszczu. Choć nie można im odmówić zdolności przyciągania i tworzenia wirtualnych społeczności, to nie przekłada się ona na umiejętność generowania zysków. Czy rynki finansowe już się tego domyślają i pęknięcie kolejnej bańki jest kwestią czasu? A jeśli tak, to czy w ogóle warto myśleć o otwarciu swojej wirtualnej firmy?
Szkopuł tkwi w wycenie
Spółkę można wycenić na kilka sposobów. Jeden z nich polega na tym, by policzyć wartość wszystkich posiadanych aktywów: od fabryk i maszyn, przez środki transportu, po biurka i fotele w gabinecie prezesa. Dzięki tej metodzie dowiemy się, ile warta byłaby firma, gdybyśmy dziś chcieli stworzyć ją na nowo. Znacznie częściej jednak w celu ustalenia ceny przedsiębiorstwa wykorzystuje się inny zabieg, polegający na oszacowaniu korzyści, jakie biznes może przynieść w przyszłości. Przy zastosowaniu tej metody przejmujący firmę płaci z góry za zyski, jakie może mu ona przynieść w perspektywie kilku nadchodzących lat.
Jak wspomniane metody wyceniania firm mają się do e-biznesu?
Najlepiej wytłumaczyć to na przykładzie debiutu giełdowego Facebooka. Otóż za akcje spółki Marka Zuckerberga płacono w ofercie publicznej 38 dolarów. Jeśli zestawimy to z wartością księgową firmy, to okaże się, że za jednego dolara jej rzeczywistego majątku przedsiębiorcy płacili aż jedenaście dolarów. Innymi słowy, gdyby sprzedać serwery, komputery i urządzenia należące do Facebooka, starczyłoby to na pokrycie mniej niż jednej dziesiątej kwoty, którą portal zebrał od akcjonariuszy w dniu debiutu.
Magia spółek z przedrostkiem „e-” polega na tym, że przy użyciu powszechnie dostępnych narzędzi potrafią kreować wirtualne usługi czy nawet społeczności jednoczące niewiarygodne masy – ponad granicami krajów i kontynentów. Umysły twórców i programistów w połączeniu z nowoczesnymi technologiami kreują niewiarygodną wartość dodaną. Nic dziwnego, że ich dokonania budzą podziw. Niełatwo jednak oprzeć się wrażeniu, że ich giełdowa wycena ma dość niewiele wspólnego z rzeczywistą wartością biznesu.
Spis treści:
http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-1/
http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-2/
http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-3/
http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-4/
http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-5/
http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-6/
1 Comments
[…] http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-1/ http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-2/ http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-3/ http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-4/ http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-5/ http://gim2stalowawola.pl/pierwszy-milion-czy-bankructwo-cz-6/ […]